Marzec minął szybko i dość intensywnie. Może nawet zbyt intensywnie. Wiecznie brak czasu. Koncerty, zawody, treningi, no i gdzieś pomiędzy tym uczelnia. Uch… mało czasu na odpoczynek. Ale może kwiecień przyniesie więcej luzu. Jednak intensywna praca daje efekty, np. zdobycie pierwszego miejsca na międzynarodowych zawodach tańca irlandzkiego. Co prawda tylko w jednej konkurencji, ale jak dla mnie i tak wielki wyczyn ;-)
Co do zawodów to była to moja pierwsza w życiu tego typu impreza. Poza tym znalazłam się tam trochę przypadkowo i nie całkiem świadomie ;-) Jakoś nigdy nie pociągały mnie takie zawody a szczególnie panująca na nich niezdrowa rywalizacja, np. „specjalnie będę Cię zasłaniać, żeby sędzia Cię nie widział i nie mógł ocenić” lub „nie lubimy Cię i nie rozmawiamy z Tobą tylko dlatego, że jesteś z innej szkoły”. No ale da się od tego odizolować i dobrze bawić. Dobrze bawić mając na głowie ciężką perukę, diadem i przylepione klejem skarpety? :P Śmiesznie było, ale i stresująco. No i wciągnęło mnie ;-) 23 maja kolejne zawody. Tym razem w Pradze. Dużo pracy przede mną, ale może zdążę.
I tak nagle zrobił się już kwiecień. Coraz cieplej, dni coraz dłuższe… Wszystko pięknie ładnie gdyby nie to, że sesja się zbliża (tym razem wcześniej, bo w maju, dzwinym trafem zamiast egzaminów mamy ze wszystkich przedmiotów zaliczenia, no i wszystko trzeba zaliczyć przed sesją czyli do końca maja- bezsens jakiś) a jeszcze wcześniej trzeba oddać plan pracy, wstęp i część bibliografii do pracy magisterskiej. A ja jeszcze nie ruszyłam tego. Gorzej, zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle dobry temat sobei wybrałam. Ech… ale już trochę za późno na takie rozmyślanie. Obym nei wtopiła.
Już prawie za tydzień Święta, więc lepiej pomyślmy o czymś przyjemnym. A reszta sama się ułoży? :>