Weekend w Tatrach minął szybko. Było Morskie Oko, było 5 Stawów i Siklawa. I wycieczka z ciężkimi plecakami przez połowę (!) polskiej części tychże gór. I noclegi w schronisku (mój pierwszy raz ;-) ), i zaśnieżone szlaki (a to przecież czerwiec!). I permanentny brak pierogów w Tatrach Wysokich. I deszcz na szlaku. I także brak kondycji. Ale przed wszystkim radość z wzajemnej bliskości i pięknych widoków…
A teraz? Teraz znów powrót do tego świata, świata toczacego się nieznane. Do problemów starych i tych co właśnie się pojawiły. Do życia… (Do życi?)
Zdjęcia? Pewnie gdzieś jakieś wypłyną. Powyżej jedno, zrobione przed najwyżej położonym polskim schroniskiem górskim.
trzeba sił do pisania nabrać ;-)
A jak tam sesja?
a to praca dyplomowa skonczona juz, ze tak sobie jezdzisz w gory?
Nie wiedziałem, że w Tatry się na pierogi jedzie ;)
Ale ich brakiem się nie ma co martwić, pewnie po roztopach letnich zaczną znów w schroniskach rosnąć :]