Wielkie raczenie się

Był układ: ja pojadę z Tobą na foty, jeśli Ty pojedziesz ze mną jeszcze w tym roku w góry. No i udało się! Udało się zaplanować i zrealizować 4-dniowy wyjazd z góry. Z wyborem miejsca nie było większego problemu. Stanęło na Beskidzie Żywieckim. Dlaczego? Miały być góry raczej niewysokie, w których nie leży jeszcze śnieg, niezatłoczone, spokojne, gdzie można odetchnąć z dala od cywilizacji oraz ze schroniskami, w których będzie można przenocować. Powstał plan, spodobał się kilku osobom, więc pojechaliśmy. Cel –> Worek Raczański.

 

Piątek

W godzinach popołudniowych wyruszamy pociągiem ze stolicy na jakże bardziej przyjazne Południe. Pierwszym przystankiem w podróży są Katowice, gdzie przepakowujemy się i nocujemy.

 

Sobota

5:50 dzwoni budzik. O nie, no przecież dopiero co zamknęłam oczy. Kilka drzemek i najwyższa pora wstawać, aby zdążyć na 7:22 na pociąg do Żywca. Na dworcu jak zwykle niespodzianka. Czeka na nas poprzedni pociąg z 7:00, dzięki któremu później mimo opóźnienia zdążymy na PKSa do Glinki. Ok. godziny 9:30 wysiadamy w Glince i zaczynamy naszą wędrówkę. Lepszej pogody nie można sobie wymarzyć. Jest ciepło, bezwietrznie, słońce świeci. Plan na dzień dzisiejszy to Krawców Wierch i nocleg w schronisku-bacówce położonym pod samym szczytem na Hali Krawcula. Taka wycieczka na rozgrzewkę. Szczyt co prawda liczy tylko 1084m n.p.m., jednak z hali można zobaczyć piękne widoki. Gdzie nie spojrzeć góry. Beskid Żywiecki, Śląski, Mała i Wielka Fatra, Tatry Wysokie, Niskie i inne pasma, których nie byliśmy już w stanie rozpoznać. Idziemy żółtym szlakiem. Początkowo przez pola, później lasem. Dookoła kolorowe drzewa, nad nami niebieskie niebo. Po drodze robimy mnóstwo zdjęć, podziwiamy widoki, robimy przerwy na jedzenie i tym sposobem szlak przewidziany na 1:55h pokonujemy w niecałe 3h. No ale przecież dziś nigdzie nam się nie spieszy. Popołudniu dołącza do nas dwójka znajomych ? Gosia i Dominik, tak więc jest nas już czworo. Pozostała część dnia to sielanka. Jemy, podziwiamy zachód słońca, gramy w karty, pijemy grzańce. Żyć nie umierać. Schronisko podobno przeżywało oblężenie jakiego dawno nie było. Faktycznie ludzi bardzo dużo. Nie dla wszystkich starczyło miejsca w pokojach. Jak to w schronisku, o godzinie 22 gaszą świtało tak więc idziemy spać. W końcu jutro czeka nas ciężki dzień.

 

Niedziela

Plan na dziś to Hala Rycerzowa. Ruszamy o 9:40. Jakieś 40 minut za późno. Szlak bardzo długi i już na wstępie mamy przeczucie, że będzie ciężko, gdyż szlak jest prowadzony przez naszych południowych sąsiadów, którzy w te wakacje nie raz już dali nam popalić. Schodzimy niebieskim szlakiem do Przełęczy Glinka, gdzie kiedyś znajdowało się przejście graniczne a jeszcze rok temu sklep, w którym można było zanabyć takie przysmaki jak np. czekolada studencka. Niestety wprowadzenie euro na Słowacji zrobiło swoje i ze sklepu pozostała buda zamknięta na cztery spusty. A my zostalismy bez wody na najbliższe 6h. W tym to miejscu dołącza do nas również piąty uczestnik naszej wyprawy ? Krzysiek. Zaczyna się mozolna wspinaczka. Las, las, las, żadnych widoków. Raz idziemy w górę, raz w dół. Jednak po jakiejś 1,5h zaczynają się ostre, można powiedzieć pionowe podejścia w górę. Ciężkie plecaki wgniatają nas w ziemię. Do tego robi się błotniście. Jeszcze gorzej jest z zejściem. Plecak przeważa do przodu, buty nie trzymają się podłoża. Jazdaaaaaaaaa! I tak przez najbliższe kilka godzin. Krzysiek musi zdążyć na PKSa z Soblówki o 17:20 czyli jeśli chce go złapać to musi iść szybciej niż wskazuje szlak a przede wszystkim dużo szybciej niż my idziemy. Tak więc żegnamy się, puszczamy go przodem i znowu zostajemy w czwórkę. Przed nami jeszcze jakaś 1:20h wędrowania. Całe szczęście za chwilę połączymy się z żółtym (polskim) szlakiem, który będzie wyglądał już bardziej cywilizowanie. Po zachodzie Słońca docieramy do schroniska-bacówki na Hali Rycerzowej, gdzie mamy zarezerwowany nocleg. W ciągu całego dnia na szlaku spotykamy jedynie 4 turystów. W schronisku dużo ludzi, jednak znaczniej mniej niż dnia poprzedniego. W końcu jemy coś ciepłego. Mniam! Racuchy pierwsza klasa. Po takiej wycieczce smakuje dwa razy bardziej. Wieczorem najpierw walczymy z zimną wodą, później gramy jeszcze chwilę w karty i idziemy spać, gdyż jutro pobudka o 7.

 

Poniedziałek

Budzi nas pięknym wschodem Słońca. Widoki z okna cudne. Jemy śniadanie i wyruszamy czerwonym szlakiem na Wielką Rycerzową i dalej na Przegibek. Długo bierzemy rozpęd, ponieważ widoki dookoła są tak piękne, że nie możemy oderwać oczu. Dziś się już tak bardzo nie spieszymy, bo mamy troszkę mniej kilometrów do przejścia. Po około 1,5h robimy przerwę na drugie śniadanie/wczesny obiad w schronisku na Przegibku i ruszamy na ostatni już, ale za to najwyższy punkt naszej wyprawy Wielką Raczę. Szlak dużo przyjemniejszy niż poprzedniego dnia. Co jakiś czas wychodzimy na polankę skąd rozpościerają się piękne widoki na Fatrę i Tatry czy Góry Choczańskie. Dziś na szlaku spotykamy więcej ludzi choć nadal jest cicho i spokojnie. Robiąc co jakiś czas przerwy na zdjęcia, picie czy jedzenie ok. godziny 16 zdobywamy Wielką Raczę. Dziś w schronisku jesteśmy prawie sami. Oprócz nas jest jeszcze jeden starszy pan. Po obiedzie wchodzimy na wieżę widokową znajdującą się obok schroniska, by podziwiać zachód Słońca. Korzystając z tego, że jesteśmy w schronisku sami resztę wieczoru spędzamy w jadalni grając w karty i racząc się grzanym winem*.

 

Wtorek 

O 6:30 budzi nas dźwięk budzika. Chwila zwątpienia, ale w końcu podejmujemy decyzję ? idziemy na wschód Słońca. Widoki cudowne. Obserwujemy jak Słońce wyłania się zza Tatr. Niestety nasza wycieczka dobiega powoli końca. Po śniadaniu po raz ostatni pakujemy plecaki i schodzimy w dół. Dzielimy się na dwie grupy. My, jako że trzeba wracać do stolicy kierujemy się krótszym, żółtym szlakiem do Rycerki Kolonii. Po drodze robiąc ostatnie zdjęcia i podziwiając ostatnie widoki. Gosia z Dominikiem postanawiają wędrować dalej po grani czerwonym szlakiem do Zwardonia. W Rycerce wsiadamy do PKSa, który zawiezie nas do Żywca gdzie wsiądziemy do pociągu do Katowic i zakończymy naszą wyprawę.

 

W ciągu 4 dni przeszliśmy prawie całe pasmo Wielkiej Raczy, pokonaliśmy prawie 50km, zdobyliśmy ok. 17 szczytów. Było cudnie!

 

* Jak na Wielką Raczę przystało. Podobno nazwa szczytu pochodzi od wielkiego raczenia się winem przez Polaków i Węgrów, jakie miało tu miejsce po zakończonym sporze granicznym.

Górskie podsumowanie 2009r.

Trzeba przyznać, że rok 2009 był udany pod względem wycieczek górskich. Udało się zaliczyć wiele szczytów, a pogoda tylko pomagała w zdobywaniu gór. Naliczyłam 10 wyjazdów jedno-,  kilku- czy kilkunastodniowych. Myślę, że z takiego wyniku można być zadowolonym :D No to zacznijmy od początku.

2 stycznia ? Kozia Góra ? Czas przywitać góry w Nowym Roku. Wycieczka krótka, bo i dzień bardzo krótki. Wyprawę rozpoczynamy z Bielska-Białej Mikuszowic. Stąd żółtym a później niebieskim szlakiem wchodzimy na szczyt. Śniegu dużo, ślisko bardzo. Sądząc po braku śladów na śniegu jesteśmy pierwszymi ludźmi, którzy dzisiaj pną się tą drogą. Na szczycie bardzo ładne schronisko Stefanka, jeszcze z sylwestrowym wystrojem. Jedzenie niestety niezbyt smaczne. Po nie za długim odpoczynku schodzimy w dół. Początkowo zielonym szlakiem, który z powodu oblodzenia (próbujemy go obejść szerokim łukiem) gubimy po jakimś czasie, więc wycieczkę kontynuujemy nieczynnym już niestety torem saneczkowym (zbudowany w okresie międzywojennym, a latach 50. XX w. powiększony do najdłuższego naturalnego toru saneczkowego w Europie). Ślizgając się i upadając co jakiś czas na cztery litery dochodzimy z powrotem do Mikuszowic. I tu kończy się nasza wyprawa.

8-15 lutego? Karkonosze ? Bazą wypadową Szklarska Poręba. Niestety z powodu warunków pogodowych (dużo śniegu, duże oblodzenie, duży mróz i czasem mgła) nie pochodziliśmy za dużo po górach. Udało nam się wejść na Wysoki Kamień (szczyt w Górach Izerskich), gdzie mogliśmy podziwiać piękną panoramę Karkonoszy. Byliśmy nad Wodospadem Szklarki (szlak przez większość drogi wyglądał jak lodowisko, więc było ciężko). Z tego też powodu musieliśmy złamać przepisy i czmychnąć kawałek na przełaj przez park narodowy. Weszliśmy też na Halę Szrenicką, po drodze oglądając wodospad Kamieńczyk. I wjechaliśmy kolejką na Szrenicę, jednak warunki pogodowe sprawiły, że już sama jazda kolejką (która nas doszczętnie zmroziła) oraz mgła spowodowały, że nie byliśmy w stanie dojść na szczyt do schroniska.

15 kwietnia ? Wielka Rycerzowa ? Spontaniczna, krótka, ale piękna wycieczka. W głębokim śniegu, którego się nie spodziewaliśmy (-łam). Startujemy z Soblówki i pniemy się czarnym szlakiem do samego schroniska. Schronisko urocze, mała chatka położona na polanie z pięknymi widokami. Jak na razie najładniejsze jakie odwiedziłam w Beskidach. Po krótkim odpoczynku i posiłku wędrujemy czerwonym szklakiem na szczyt, po łące ostrożnie omijając gniazda żmij brrr? i dalej na Przegibek gubiąc co chwilę szlak, bo ścieżki nie widać, ponieważ przysypana śniegiem i chyba dawno tędy nikt nie szedł. Z Przegibka w dół zielonym szklakiem do Rycerki Kolonii. Kurtka sztruksowa i adidasy nie bardzo się nadawały na wycieczkę, ale i tak było fajnie ;-) Na szlaku pusto, nie spotkaliśmy ani jednego turysty.

6-8 czerwca ? Tatry ? Dosyć spontaniczny wyjazd. Miał być nocleg w Murowańcu, ale koniec końców stanęło na Roztoce. I dobrze :-) Niestety warunki w Tatrach mimo już później pory wciąż zimowe, więc nie wszystkie plany udało się zrealizować. Zrobiliśmy kółeczko: Roztoka -> 5 Stawów -> Świstówka -> Morskie Oko -> Roztoka. Momentami bardzo ślisko i niebezpiecznie, były chwile wahania (czy ten śnieg się na pewno nie zsunie jak na niego stanę?), ale w końcu udało się przejść. Drugiego dnia trzeba było wracać, więc wymyśliliśmy (a raczej wymyśliłam) dosyć wyczerpującą drogę na pociąg a mianowicie Roztoka -> Palenica Białczańska -> Rusinowa Polana -> Gęsia Szyja -> Waksmundzka Polana -> Hala Gąsienicowa -> Kuźnice. Niestety ta droga z ciężkimi plecakami, a szczególnie końcowy bieg w strugach deszczu z Hali Gąsienicowej do Kuźnic dał popalić i kontuzje są odczuwalne do dzisiaj.

11 lipca ? Trzy Kopce ? Orłowa ? Równica ? przyjemna wycieczka po szczytach Beskidu Śląskiego. Ruszamy z Wisły żółtym szklakiem na Trzy Kopce, dalej niebieskim na Orłową. Odpoczynek w schronisku i dalej na Równicę. Z Równicy (największego górskiego parkingu? brr?) uciekaliśmy przed tłumem ?klapkowych? spacerowiczów. Niestety kontuzja sprzed miesiąca odzywa się dość mocno więc zejście do Ustronia stromym czerwonym szlakiem kosztuje wiele wysiłku.

24 lipca ? Krawców Wierch ? W miłym towarzystwie udajemy się do Glinki i wycieczkę rozpoczynamy od zakupów po Czeskiej stronie ;-) Następnie wracamy do Polski i udajemy się niebieskim szlakiem na Krawcowy Wierch. Na szczycie w schronisku raczymy się najpierw zupą pomidorową a później niektórzy popijają czeskie piwko, a niektórzy zajadają się czekoladą studencką :D Po długiej sesji foto błotnistym żółtym szklakiem schodzimy do Ujsoł. Ponieważ uciekł nam autobus czeka nas jeszcze dłuuuugi marsz do Rajczy.

8-22 sierpnia ? Tatry ? Pięknie dwa tygodnie w Zakopanem. Udało się zdobyć (chronologicznie) Nosal, Kościelec, Grześ, Rakoń, Wołowiec, Szpiglasowy Wierch, Świnicę, Ornak i Czerwone Wierchy. Jeśli by mnie ktoś zapytał co najbardziej zapamiętałam z tego wyjazdu bez wahania odpowiedziałabym, że wycieczkę na Świnicę i burzę, która złapała nas pomiędzy Świnicą a Zawratem. Tego chyba długo nie zapomnimy :O

15 września ? Wielka Racza ? Dużą, wesołą ekipą udajemy się do Zwardonia. Tam krótkie zakupy w sklepie i ruszamy na szlak. Czerwony. Długi. Nawet bardzo długi. Ale po jakiś 5h dochodzimy na szczyt do schroniska. W schronisku pyszny barszczyk i niedające się pogryźć krokiety. Po sesji foto na szczycie udajemy się żółtym, zdecydowanie krótszym szklakiem w dół do Rycerki. Ludzi na szlaku można było policzyć na palcach u ręki…

22 września ? Skrzyczne ? Barania Góra ? Wycieczka bardzo długa i wyczerpująca. Na Skrzyczne wjeżdżamy kolejką i wędrujemy zielonym szlakiem przez Małe Skrzyczne i Malinowską Skałę na Baranią Górę. Niestety przez ostatnie 5 lat dużo się tam zmieniło i przez wycinkę lasów wieża widokowa nie jest już potrzebna. Po odpoczynku i zdjęciach maszerujemy do schroniska, gdzie zjadamy obiad i ruszamy szybkim tempem żółtym szlakiem w dół żeby zdążyć na autobus. Udaje się rzutem na taśmę. Jesteśmy uratowani :-)

2 listopada ? Błatnia ? Klimczok ? Szyndzielnia ? ostatnia wycieczka w tym roku. Piękne jesienne kolory, słońce, cisza i spokój. Tego mi trzeba. Na Błatnią wędrujemy zielonym szlakiem z Brennej, dalej żółtym na Klimczok skąd podziwiamy piękne widoki na Taty i Babią Górę. Następnie zjadamy pyszny obiad w schronisku i idziemy dalej żółtym szklakiem na Szyndzielnie i dalej czerwonym w dół do Bielska.

Tak było w minionym roku. A co przyniesie nowy 2010? Bardzo chciałabym zaliczyć przynajmniej jeden wypad w góry jeszcze zimą, z dużą ilością śniegu. No i wejść na Babią Górę i Pilsko. Czy się uda? Czas pokaże?