8

(prawie) Krawców Wierch

Lipiec minął piorunem . I z piorunami także. Początkowo nierealny pomysł z praktykami wypalił i było bardzo dobrze. Świadczy też o tym prędkość z jaką czas uciekł, zawsze tak jest, gdy chce się go zatrzymać choć na moment. Były góry, raz i drugi, i „slajdowisko”, i grill (dzięki mjr!) i kilogramy pizzy. I rowery i aquapark. Wakacje pełną gębą – cóż trzeba korzystać, bo to pewnie ostatnie. Choć, aby tak się stało, to pracę trzeba napisać, a to w natłoku „inkszych inkszości” zeszło na nieco dalszy plan. Życie.

A jutro wybywamy na 2 tygonie, w Tatry. Tym razem od naszej, północnej strony. Do przeczytania po powrocie.

*

Dość spontaniczny wyjazd nad morze. Właściwie to chciałem napisać jakaś spójną relację (co jak co, ale pisanie powinno iść mi obecnie „gładko”), ale skończy się na krótkiej „hasłowej wyliczance”. Więc była duszna kuszetka, bardzo mglisty poranek, był żelazny regulamin SSM i trzymająca się go kurczowo obsługa (np. za pozostawania w pokoju w godz 10-17 – dopłata 6pln :O), było wczesne wstawanie na śniadanie, było sporo tramwajów, a jeden nawet wodny, była groźna burza, były wszystkie gdańskie plaże, był klif orłowski, były sinice, ale były też i foki, była pizza, był kebab, były gofry i lody. Udało się (rzutem na taśmę) wykorzystać strój kąpielowy, było przedzieranie się przez krzaki o 23, były dwa mola, był sobie dekielek z obiektywu (obecnie przebywa na dnie Bałtyku). I wreszcie był mega goracy pociąg do Warszawy i bardzo wygodny pociąg do Katowic.

W Bałtyku

Dzień po przyjeździe była impreza z Zemunem w Cieszynie. Czyli zmiana otoczenia o 180st – z nad morza prosto w góry. I tak już chyba zostanie – dowodem niechaj będzie przedwczorajsza wędrówka szlakiem Trzy Kopce Wiślańskie – Orłowa – Równica i plany na kolejne dni…