Lipiec minął piorunem . I z piorunami także. Początkowo nierealny pomysł z praktykami wypalił i było bardzo dobrze. Świadczy też o tym prędkość z jaką czas uciekł, zawsze tak jest, gdy chce się go zatrzymać choć na moment. Były góry, raz i drugi, i „slajdowisko”, i grill (dzięki mjr!) i kilogramy pizzy. I rowery i aquapark. Wakacje pełną gębą – cóż trzeba korzystać, bo to pewnie ostatnie. Choć, aby tak się stało, to pracę trzeba napisać, a to w natłoku „inkszych inkszości” zeszło na nieco dalszy plan. Życie.
A jutro wybywamy na 2 tygonie, w Tatry. Tym razem od naszej, północnej strony. Do przeczytania po powrocie.