Długi weekend świąteczny już daleko (?) za nami. Swoją drogą nazywanie „długim weekendem” okresu świątecznego to chyba pewne nadużycie. Ale do rzeczy.
Było sporo czasu dla siebie, siebie nawzajem i siebie siebie ;-) Były oczywiście „nasiadówy” z rodzinami, były i tradycyjne „hałdy jedzenia” (w końcu jak jesteśmy na Śląsku to i hałdy muszą być, nie? ;-) ), ale była tez i wspólna pasterka i inne wspólne wojażowanie. A to w ten nieodległy Beskid nasz Śląski (2x nawet: Stożek (zdjęcie poniżej) & Soszów + Kozia Góra), a to na całkiem bliski spacer do lasu, a to na kręgle za granicę :P, a to po raz ostatni przemierzyć stalowe szyny linii dwunastej. Planów było troszkę więcej, ale przecież co się odwlecze…
A potem Sylwester, długo oczekiwany, spokojny bardzo, ale miły. Trochę spontaniczny i chyba bardzo zbyt krótki. I Nowy Rok. Rok z ostatnią z cyfr na końcu (9) zapowiadający koniec etapu nauki i beztroskiego (jakiś głos w głowie krzyczy: „ŻE CO?”) studiowania, słodkiego nieróbstwa i lenistwa. Trzeba skończyć studia wreszcie. A żeby to zrobić to trzeba się wziąć do roboty. To już jest wyzwanie. Ale. Ale coś mi się wydaje, że to co będzie potem, będzie wyzwaniem jeszcze większym. Na razie niech mottem na nowy rok będzie poniższa piosenka:
[audio:http://www.kabaret.art.pl/ayoy/filmy/mp3/wal_glowa_w_sciane.mp3|autostart=yes|loop=yes]
Nie tak daleko za nami owa przerwa świąteczna, po prostu czas zaczął ponownie biec przed siebie w zabójczym tempie (czytaj: stale go brakuje).
Za Sylwestra to się do Wielkanocy nie „wydziękuję” chyba, skorzystam zatem z okazji by podziękować jeszcze raz. Obojgu z „redaktorów” ;-) I to mimo tego, że za tym dniem nie przepadam. Czy zbyt krótki był? Mi się wydaje, że w sam raz. Szkoda, że w czasie wojażowania inne „zajęcie” miałem…
Odnośnie końca studiów, to tylko potakiwać głową mi pozostaje. Choć dodam, że to wciąż jest właśnie „beztroskie studiowanie” i „słodkie nieróbstwo”. Popatrz na liceum, jak się patrzy na nie teraz, a jak się patrzyło 5 lat (to już tyle? Kiedy to minęło…) temu…