Święta, święta… i już 8 stycznia?

Długi weekend świąteczny już daleko (?) za nami. Swoją drogą nazywanie „długim weekendem” okresu świątecznego to chyba pewne nadużycie. Ale do rzeczy.

Było sporo czasu dla siebie, siebie nawzajem i siebie siebie ;-) Były oczywiście „nasiadówy” z rodzinami, były i tradycyjne „hałdy jedzenia” (w końcu jak jesteśmy na Śląsku to i hałdy muszą być, nie? ;-) ), ale była tez i wspólna pasterka i inne wspólne wojażowanie. A to w ten nieodległy Beskid nasz Śląski (2x nawet: Stożek (zdjęcie poniżej) & Soszów + Kozia Góra), a to na całkiem bliski spacer do lasu, a to na kręgle za granicę :P, a to po raz ostatni przemierzyć stalowe szyny linii dwunastej. Planów było troszkę więcej, ale przecież co się odwlecze…

Widoki ze szlaku na Stożek

A potem Sylwester, długo oczekiwany, spokojny bardzo, ale miły. Trochę spontaniczny i chyba bardzo zbyt krótki. I Nowy Rok. Rok z ostatnią z cyfr na końcu (9) zapowiadający koniec etapu nauki i beztroskiego (jakiś głos w głowie krzyczy: „ŻE CO?”) studiowania, słodkiego nieróbstwa i lenistwa. Trzeba skończyć studia wreszcie. A żeby to zrobić to trzeba się wziąć do roboty. To już jest wyzwanie. Ale. Ale coś mi się wydaje, że to co będzie potem, będzie wyzwaniem jeszcze większym. Na razie niech mottem na nowy rok będzie poniższa piosenka:

[audio:http://www.kabaret.art.pl/ayoy/filmy/mp3/wal_glowa_w_sciane.mp3|autostart=yes|loop=yes]