8

(prawie) Krawców Wierch

Lipiec minął piorunem . I z piorunami także. Początkowo nierealny pomysł z praktykami wypalił i było bardzo dobrze. Świadczy też o tym prędkość z jaką czas uciekł, zawsze tak jest, gdy chce się go zatrzymać choć na moment. Były góry, raz i drugi, i „slajdowisko”, i grill (dzięki mjr!) i kilogramy pizzy. I rowery i aquapark. Wakacje pełną gębą – cóż trzeba korzystać, bo to pewnie ostatnie. Choć, aby tak się stało, to pracę trzeba napisać, a to w natłoku „inkszych inkszości” zeszło na nieco dalszy plan. Życie.

A jutro wybywamy na 2 tygonie, w Tatry. Tym razem od naszej, północnej strony. Do przeczytania po powrocie.

7

  • piszę, ale idzie powoli o opornie. Ilośc się robi, jakości nie widać. Żal trochę…
  • czytam, ale nie to co mi w tej chwili potrzebne. Ale to dobrze, trza czasem umysł na inne tory skierować. Obie ostatnie lektury polecam, choć były tematycznie i stylowo różne. Uno: Kurt Vonnegut – Śniadanie Mistrzów;  duo: Daniel Kehlmann – Rachuba Świata. A teraz leży na biurku kobyła mająca prawie 600 stron ;-)
  • w góry nie wpuściły nas przepowiednie burzowe, ale się nie poddamy :>
  • …pleśnieję ;-)