Łabędzie?

Tydzień minął. I pół (oż, już czwartek, więc więcej niż pół nawet) następnego także. Ciągnęło mnie w tym czasie niemożebnie w góry, ale Fae nie dał się wyciągnąć. Ja wiem, że zaspy, ja wiem, że zimno. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni przecież ;) No nic, teraz już nastały roztopy, zamiast śniegu na szlakach czeka lód, więc raczej trzeba będzie poczekać, aż to wszystko się całkiem roztopi i spłynie… Oby jak najszybciej. Zamiast gór były dwa wypady „w teren okoliczny”. Kółko po południowych dzielnicach Katowic (słynących z pięknych lasów :D) i nocna wyprawa do miasta. Zawsze to jakieś urozmaicenie czasu lenistwa i „niepisaniapracy”. No, była jeszcze jedna wyprawa, na ślub A. i T. (nie, nie autobusu i tramwaju :P). Niech im się wiedzie!
P.S. A czy ktoś wie czymże są te tajemnicze „Łabędzie” po 2,50 sztuka sprzedawane w piekarnio-cukiernio-fastfoodzie znanym pod nazwą „Abadab” i mieszczącym się na katowickim dworcu autobusowym?
Łabedzie?!?!
BTW, zapiekanki maja tam znośne, co ciekawe ze sporą ilością papryki i ogórka.

2 komentarze do “Łabędzie?”

  1. Zapiekanka Maxi wcale nie maxi zła nie była. A papryka z ogórkiem rox :)
    Odnośnie gór, to bym zaakcentował fragment „co nas nie zabije”… Z przymknięciem oka rzecz jasna ;)

  2. Znając Abadaba, to może to być wszystko, łącznie z muchą tse-tse w sosie pieczarkowym. Musiałeś mieć szczęście do tej zapiekanki. Ja już nieraz się tam zawiodłem na jedzeniu.
    Ale polecam ten bar za PKMowską toaletą ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *