Weekend w Warszawie. Znów kilka tak cennych chwil razem. A co wokół? Ciepło, wręcz „obrzydliwie ciepło” (ale „weź zimową kurtkę, mówię Ci” ;-) ) i spore dystanse piesze (i to mimo dużej ilości szybko jeżdżących tramwajów i autobusów (patrz fot. nr 3)). Budząca się wiosna, żerujące sikorki (patrz fot. nr 2), goniące się wiewiórki, pąki na drzewach i pierwsze kwiaty. Wnętrza Pałacu Kultury, a w nich Muzeum Techniki (fot nr 1) tchnące powietrzem rodem z lat 60. i 70. ubiegłego wieku… I jeszcze Centralny, najpierw tak radosny, a później znikający razem ze Skarbem w „zaokniu” przedziału. A i film i gry komputerowe w środku nocy i czekanie na zmianę czasu i… i… i…
I tylko jedno mi doskwierało. Coś co autor jednej z czytanej przeze mnie kiedyś książki nazwał jako „potencjalna dupowatość”, co odzywało się w kilku ważnych momentach. Ech.