Weekend minął jak „z bicza strzelił”. Ledwo się zaczął, a już znikał w mroku wśród padającego śniegu wraz z końcówkami ekspresu „Beskidy”. A propos. Beskidy udało się zaliczyć. Kolejny szczyt, kolejne szlaki, kolejne schronisko. I nawet niesprzyjające warunki nas nie zatrzymały. Bo nic nas nie zatrzyma, prawda? :-)
P.S. Jakie kangurki? :P