Tydzień minął. I pół (oż, już czwartek, więc więcej niż pół nawet) następnego także. Ciągnęło mnie w tym czasie niemożebnie w góry, ale Fae nie dał się wyciągnąć. Ja wiem, że zaspy, ja wiem, że zimno. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni przecież ;) No nic, teraz już nastały roztopy, zamiast śniegu na szlakach czeka lód, więc raczej trzeba będzie poczekać, aż to wszystko się całkiem roztopi i spłynie… Oby jak najszybciej. Zamiast gór były dwa wypady „w teren okoliczny”. Kółko po południowych dzielnicach Katowic (słynących z pięknych lasów :D) i nocna wyprawa do miasta. Zawsze to jakieś urozmaicenie czasu lenistwa i „niepisaniapracy”. No, była jeszcze jedna wyprawa, na ślub A. i T. (nie, nie autobusu i tramwaju :P). Niech im się wiedzie!
P.S. A czy ktoś wie czymże są te tajemnicze „Łabędzie” po 2,50 sztuka sprzedawane w piekarnio-cukiernio-fastfoodzie znanym pod nazwą „Abadab” i mieszczącym się na katowickim dworcu autobusowym?
BTW, zapiekanki maja tam znośne, co ciekawe ze sporą ilością papryki i ogórka.
Kategoria: w drodze
Między Karkonoszami, a Górami Izerskimi…
…leży Szklarska Poręba. Tam spędziliśmy ferie zimowe, które po raz kolejny wypadły we wspólnym terminie na obu naszych uczelniach.
Coś dziwne „parcie” jest na tę relację (kilka osób już pytało czy coś napiszę). Czemu? Postanowiłem nie opisywać wszystkiego chronologicznie i po kolei. Wrzucę tylko kilka luźnych myśli, informacji o miejscach w których byliśmy i różnych spostrzeżeń. O resztę możecie prosić Sheep, może ubłagacie :-P
No i jak widać 3 sztuki zdjęciowe wrzuciłem. U góry Wysoki Kamień (Góry Izerskie), poniżej Wodospad Szklarki, a na samym dole Hala Szrenicka.
Obeszliśmy na nogach duuużą część Szklarskiej Poręby (przynajmniej tej jej części znanej jako „Górna”), zaliczyliśmy Wysoki Kamień, szczyt, który tak lubię, a na którym (dla mnie osobiście niestety) budowane jest Schronisko, udało nam się dotrzeć (nie bez problemów -> lód na szlaku) do obu miejscowych Wodospadów (Szklarki i Kamieńczyka), wspięliśmy się do schroniska na Hali Szrenickiej, byliśmy w Jeleniej Górze (i na Starówce i w Cieplicach), pojechaliśmy do Świeradowa-Zdroju. Obserwowaliśmy jak stale przybywa śniegu, i na ulicach, i na naszym balkonie. Jedliśmy i pizzę i makaron i lasagne i pierogi. A ja niestety także „najgorszą w życiu zapiekankę”. Szukaliśmy kolejki gondolowej (bezskutecznie!) i polegliśmy próbując zdobyć Szrenicę (-14st C, mgła, śnieżyca + wicher to potężna siła), mieliśmy przemarznięte kolana (!) i widzieliśmy tęczę w pochmurny dzień.
Było intensywnie, było ładnie. Tylko czemu tak krótko? Czemu to zawsze tak szybko mija? Hmm?
P.S. Aha, i specjalnie wykonaliśmy zdjęcie, które służy obecnie za tło tegoż bloga…
I przyjechali.
Kilka słów o wyjeździe na pewno się pojawi… Później ;-)