Słodkie niedzielne nieróbstwo. Lenistwo. Świecący ekran i muzyka z głośników. Rożne zakamarki sieci i jakaś gra. Czas ucieka pomiędzy klawiszami klawiatury i kliknięciami myszki. Bezpowrotnie.
Ale i obserwacje. Wracam z kościoła. Przejście dla pieszych. Czerwone światło. Ruch niewielki, jest w końcu 8:20 rano. Stoję, czekam na zielone. Mijają mnie kolejne Panie, większość w podeszłym wieku. Wszystkie „tną” na czerwonym, ta i owa rzuci na mnie spojrzeniem z gatunku: „Hehe, czeka na zielone… Co za debil”. Kiedyś jedna mnie zaczepiła: „Proszę Pana, czemu Pan nie idzie? Przecież nic nie jedzie”. Za odpowiedź starczyło wymowne spojrzenie. Pewnie, ja jestem młody, jakby „nagle i niespodziewanie” na skrzyżowaniu pojawiło się pędzące auto to może zdążyłbym uciec. Ale taka babuszka? Będzie kolejna „kreseczka” do statystyki ofiar na drogach. Takie święte, wracają z kościoła. A żadna nie pomyśli, że łamanie przepisów to grzech?
Zimny tramwaj. Wychłodzone wnętrze – w końcu jest jeszcze rano, a noc była zimna. Znajoma twarz. Wsiada. I idzie na drugi koniec wagonu, bo przecież to taka „zwykła” znajomość, w której na słowie „cześć” kończy się lista tematów na jakie możemy pogadać i spraw o których byśmy chcieli wiedzieć. Tak przypuszczałem, a teraz już wiem. Samo życie.
Niedziela, laba. Kurcze, miałem dziś pewną zaległą rzecz z sesji skończyć. I co? Musi poczekać do jutra. „Morgen, morgen, nur nicht Heute sagen alle faule Leute”. Co, jak co, ale ta sentencja jest trafiona w sedno. To pisałem ja, leniwy Sadorg.
Kategoria: life is life
Wakacje – epilog.
Ostatnie dni września. Tak intensywne i szalone. Ciągle w drodze. Cały czas aktywnie. Różne cele, różne pomysły. Bardzo różnorodne miejsca. Bo i zabytkowy zamek i zajezdnia tramwajowa. I centrum dużego miasta, i uroczy park. Ba, nawet lotnisko i szpital. Kino i kręgielnia. Kawiarnia, KFC i McDonald’s. Kilka cełów nieosiągniętych. Bo gór w tej wyliczance brak, bo w muzeum był remont, a G. postanowiliśmy spokoju nie zakłócać. I ten uciekający czas. Ten zbyt szybko nadciągający każdego dnia wieczór i wreszcie ten, tym razem, bezlitośnie punktualny pociąg. Dzięki Ci, moja Droga Sheep :*
P.S. Zastanawiałem się nad jakąś bardziej szczegółową relacją. Ale postanowiłem, że nie będzie. Niech szczegóły pozostaną w sercach. Na zawsze. Kilka zdjęć w zamian pokażę ;-)