A teraz coś zupełnie z innej beczki…

  • Łódź, 4.04.2009 (jeeej, kiedy to było?) – już powoli tradycyjna wyprawa do Łodzi na targi Film Foto Video. Ekipa też stała. Choć tym razem z drobna, jakże radosną zmianą. Sheep, jakoś, że ze stolycy do Łodzi 'nieażtakstraszniedaleko’ także przyjechała. Tak więc ekipa ostatecznie rozpadła się na 3, a w porywach może i więcej części. Byłe jakieś nerwowe ruchy, fotograficzno-tramwajowe, a to Chocianowice, a tu znów Helenówek, i centrum. Była Manufaktura, były dobre lody gdzieś w centrum i był Park Piłsudskiego. A później jeszcze zachód słońca i odjazd Słońca na dworcu Łódź Fabryczna i pusty spożywczak (modny oldschool to w sklepach asortyment rodem z lat 80.?) – tylko wódkę i tanie wino mieli. I była nocna jazd z powrotem na Śląsk…
  • Na Targach Foto - Łódź słynie z ładnych widoków ;-)

  • Święta, święta… i co? Tu i ówdzie słyszy się, że coraz mniej.. hmm.. świąteczne są. Pewnie cos w tym jest. I pewnie problem jest w nas. Jaki dokładnie nie wiem, może to, że kiedyś człowiek miał 3 stany: „praca/nauka, czas wolny i święto”, a obecnie zredukowało się to do dwóch poprzez to, że dla nam współczesnych święto = czas wolny? Sam „wpadłem” w święta z nienacka… Jeszcze w Wielkim Tygodniu miałem dwie dniówki (ciągle to rachowanie w autobusach i tramwajach) – zwiedzałem Tarnowskie Góry i Bytom (820) i Piekary Śląskie (860), a potem zaraz był już Wielki Czwartek…
  • Po świętach udało się pojechać z Sheep w góry. Dalej odkrywaliśmy Beskid Żywiecki. Dojazd nie bez problemów (pociąg + autobus + pociąg + autobus… uff) i potem ograniczony czas na szlaku. Jakim? Z Soblówki na Wielką Rycerzową, potem na Przegibek i do Rycerki Górnej. Warunki w pewnych miejscach były ciężkie. Bo źle się idzie zapadając się po kolana w śniegu, albo gubiąc co chwila szlak (w lecie się idzie po prostu ścieżką, a co gdy ściezki nie widac spod śniegu, a dawno nikt chyba tym slzakiem nie szedł?). Ale sie udało. I warto było, prawda?

    Na granicy / On the border

  • Ha! Zacząłem pisać pracę. Idzie to na razie wolniej, niż wolno, ale sam fakt się liczy. Najgorsze jest to, że tak naprawdę cały czas nie wiem co chce napisać i to, że już dawno promotora nie widziałem. Pora zacząć obie te rzeczy zmieniać. Jeśli chciałbym się bronić w czerwcu (Ha! Ha! Ha!) to „deadline” mam 10.06. Mission Impossible. Dodatkowo „oberwałem” zgłoszeniem mnie (że niby na ochotnika, ha! ha! ha!) do Studenckiej Sesji Naukowej. Artykuł muszę spłodzić. Ok, tylko termin straszny. Do końca kwietnia. A dziś niby 20-tego mamy? :-/
  • Z różnymi typami mam ostatnio do czynienia. Typ „wiecznie roszczeniowy” – zawsze ma do Ciebie o coś pretensje. Zawsze. Czasem słuszne, czasem nie, ale wiesz, że zawsze możesz się ich po nim spodziewać. Typ „krętacz” – dostanie pracę zleconą, to zrobi wszystko, żeby jaej nie wykonać, a wziąc zapłatę. Naściemnia, oszuka, się wykręci. A później sie dziwimy, że „u nas” nic nie może być solidnie zrobione. W sumie czemu się dziwić, skoro na studiach (w pewnym stopniu) uczą takiego podejścia? Typ „maniana” – cokolwiek chcesz załatwić to bedzie się to ciągnęło w nieskończoność. Z tego miejsca „pozdrawiam” UM Katowice…
  • Weekend na linii nr 11. Katowice Plac Wolności – Ruda Śląska Chebzie Pętla. 2 razy poranna zamiana. 2 razy pobudka przed 3 rano. Chebzie „za bajtla” było synonimem „końca świata”. Zawsze mnie ciekawił tramwaj mający tablicę z nazwą tej rudzkiej dzielnicy. I nikt w domu nie mógł mi powiedzieć gdzie to jest i co tam jest.  Pamiętam, że nawet raz pojechałem tam z babcią na wycieczkę, żeby poznać to „magiczne Chebzie”. Miałem może wtedy z 6 lat… Ale wracajmy do mniej odległej przeszłości. W sobotę z „moją ulubioną motorową”, Panią która między innymi zrobiła to, a która wydawała mi się sympatyczna po prostu. Niestety nie dowiedziałem się jaka jest prawda, bo ani razu nie „wyściubiła” nosa z kabiny :>. Szkoda, bo prawdę mówiąc ucieszyłem się widząc jak wyjeżdża z zajezdni. W niedziele ponad 10h, początek z przygodami (a ze 3 podmiany wozów), a końcówka miła (Pani która przyszła na zmianę okazała się przemiła i do zmiany jechałem w miejscu w którym być nie powinienem :P).
  • Rower(y) odebrałem z serwisu. I już prawie 100km od świąt przejechane. A najbliższe dni dość rowerowe się zapowiadają… Fajnie. I wstępne plany na tegoroczny krótki-długi-weekend-majowy dużo „czaru dwóch kółek” w doborowym towarzystwie przewidują… :-)

Jeden komentarz do “A teraz coś zupełnie z innej beczki…”

  1. -Lodz nie jest zla, chociaz strasznie plaska, pusta i plaska. nie lubie
    -no oczywiste przeca, ze swieta=czas wolny
    -tez chce w gory, tylko butow nie mam. i czasu
    -Ty sie wez sprezaj z ta praca (w ogole jaka reklame nam na 2 roku zrobila szynowka, no cud miod. polowa mojej grupy chce tam isc, bo sie najarala na nicnierobienie ;))
    -studia strasznie ucza krecenia. czlowiek stara sie unikac tego, a tu sie zdarza, ze bez krecenia juz nie da pewnych spraw zalatwic. np zaliczenia wfu ;P
    -ja to zawsze wymawiam „chybzie pyntla”. brzmi swojsko (nigdy tam nie bylam, bo sie boje sama :P) w ogole to kierowca w tym VW przezyl? :O
    -o roweru tez nie mam. i butow, i czasu ^^ milutko

    re: z czapla mialam w tamtym semestrze, boze jaki on daje powalony test na zaliczenie, z punktami ujemnymi. teraz mam lab z mr pamula. przekomiczny facet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *