18.03

Niespodziewana wizyta. Trzy dni nadziei, ale chyba bezpodstawnej. Szkoda, bo gdyby wszystko przebiegło jakbym chciał, to los stałby się trochę lepszy, a codzienne życie łatwiejsze…

Już trzeci dzień z rzędu pobudka o 3:30 rano. Czuję jak uchodzi ze mnie powietrze – dzień faktycznie jest dłuższy, mija właśnie 20-ta godzina jak jestem na nogach.

P.S. ulice: Dworcowa, Kolejowa, Parowozowa, takie są w wielu miastach. Ale kim u licha byli Ci: Dworcov, Kolejov czy Parowozov? Przeklęci Rosjanie… (to z głupich rozmów w pracy)  ;-)

[ napisano w pociągu EIC Beskidy, gdzieś na CMK ]

Krótki oddech, dawka śląskiego powietrze, kilkanaście godzin w domu, spotkanie po dłuższym czasie przy soku chmielowym. Dużo ?rozmów anegdotycznych?, kilkanaście zdań na poważnie. Cenne to dla mnie bardzo. Szkoda, że tak rzadko jest okazja uchylić drzwi do wnętrza? A teraz już stalowy wąż tnie mrok sunąc na północny-wschód. Do Warszawy, do tego miejsca, w które los rzucił. I od jutra znów porwie nurt szybkiego, meczącego życia. Taki lajf?

Ale przecież nawet tam są obrazki, które będę przechowywać w magazynie pamięci. Widok cichych i przytulnych (mimo mrozu!) uliczek starego miasta w nocy, przyjazny klimat pewnej knajpki w najgorszym rejonie Pragi Płn., msza niedzielna w dużym kościele w której uczestniczyło 17 osób, widok pewnej zakochanej pary spacerującej po Trakcie Królewskim i obdarowywującej się przepięknymi spojrzeniami (?czemu ja nie mam przy sobie aparatu??), zatłoczony tramwaj jadący mostem przez Wisłę w blasku wschodzącego słońca.

Chwile piękne, obrazy interesujące, skrzywdzone przez nieudolny opis słowa te piszącego. I może dlatego czasem lepiej zachować je w pamięci, niż publikować wykoślawione na blogu.

Co tam w Warszawie?

Kilka obrazków z Warszawy
Weekend w Warszawie. Znów kilka tak cennych chwil razem. A co wokół? Ciepło, wręcz „obrzydliwie ciepło” (ale „weź zimową kurtkę, mówię Ci” ;-) ) i spore dystanse piesze (i to mimo dużej ilości szybko jeżdżących tramwajów i autobusów (patrz fot. nr 3)). Budząca się wiosna, żerujące sikorki (patrz fot. nr 2), goniące się wiewiórki, pąki na drzewach i pierwsze kwiaty. Wnętrza Pałacu Kultury, a w nich Muzeum Techniki (fot nr 1) tchnące powietrzem rodem z lat 60. i 70. ubiegłego wieku… I jeszcze Centralny, najpierw tak radosny, a później znikający razem ze Skarbem w „zaokniu” przedziału. A i film i gry komputerowe w środku nocy i czekanie na zmianę czasu i… i… i…

I tylko jedno mi doskwierało. Coś co autor jednej z czytanej przeze mnie kiedyś książki nazwał jako „potencjalna dupowatość”, co odzywało się w kilku ważnych momentach. Ech.