Wszystko co dobre szybko się kończy…

Wakacje się skończyły. Teoretycznie już dawno, ale praktycznie w sumie w tym tygodniu. Teraz już tylko uczelnia-biblioteka-ksero-księgarnia i tak w kółko. Czytanie stosów książek i robienie notatek. Pracy coraz więcej. Przydałby się znowu czerwiec… I przynajmniej powtórka takich wspaniałych wakacji, które skończyły się jak zwykle za szybko ;-)

Obwodnica.

Pomiarów dzień drugi. Nie, nie dzień. Nocka. Długa. Trzynastogodzinna. Inne miejsce, inne wszystko. Ale też in plus. Zaskakująco nawet. Zimno, deszcz, oślepiające światła, walka ze snem. Wymiany zdań. Dwa telefony, jedna kontrola. I odliczanie minut do rana. Z perspektywy czasu wydaje się, że minęło „jak z bicza strzelił”…

A jutro… A jutro zanurzamy się w innej rzece. Chyba zgłupiałem, że zamierzam się „rzucić w tą mętną toń”, ale jak to mówi pewna osoba: „Jest ryzyko, jest zabawa”. Lub jak mawiają niektórzy: „Co nas nie zabije to nas wzmocni”. Lepiej żałować że się coś zrobiło niż żałować że się tego nie zrobiło.

„…konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy!”

Już prawie spakowana. Jeszcze tylko kilka rzeczy wrzucić do torby i można jechać :-) To już ostatni mój wyjazd w te wakacje. Niestety laba już nieuchronnie zmierza ku końcowi, więc trzeba jak najepiej wykorzystać te ostatnie dni. Dlatego jutro wsiadam w pociąg i jadę 300km na południe, tam gdzie w każdy dzień świeci słońce (nawet kiedy leje) ;-) Tam, gdzie każdy dzień wydaje się bardziej kolorowy.

Do „zobaczenia” w październiku :-)