Gorolowice.

Miała być eksploracja dzikich „zagranicznych” rejonów w których turlają się z rzadka tramwaje linii 24 i 27 (zagrożone likwidacją). Była. Niezbyt udana. Szybki skok na 24. Nowa znajomość. I ledwo dwa zdjęcia. Chyba za szybko. Później 27. Rejony bardzo podmiejskie (czyt. zadupie). Droga na motyw. I spotkanie. Z kim? A z agresywnym rottweilerem na tejże (drodze). Udało się uniknąć starcia na zęby (cieeekawe kto by wygrał…), ale wesoło nie było. Co za @#$%^&* wypuszcza takie bydle „luzem” na ulicę? A motyw okazał się niedostępny, bo drugiej ścieżki na tenże strzegł pilnie „kwiat miejscowej młodzieży”, która z pewnością chętnie pożyczyłaby mój aparat… Tamte rejony nie okazały się dziś zbyt gościnne.

P.S. Ostatnio dostałem nowy szampon. Od mamy. Z nudów chciałem poczytać skład, a tu takie coś… (patrz zdjęcie).

Sum-A-Sum-A-Rum.

Właściwie to jak to jest z pisaniem postów, notek… (czy jakby to nazwać to co czytasz)? Pisać takie i publikować? Pisać i wyrzucać do kosza? Nie pisać i najpierw myśleć? Nie wiem.

Miałem okazję przyjrzeć się pewnej osobie. W sumie chyba bliskiej (ekhem). Widziałem szyderczy uśmiech, łzy wzbierające, różne zmarszczki mimiczne, miny… Miałem okazję się przyjrzeć. I trochę posłuchać, samemu powiedzieć, troszkę się pogrywać. Nie podoba mi się efekt, wynik. Nie.

Za książki się zabrałem z większym zapałęm niż dotyczas. Można powiedzieć, że tak jak za dawnych czasów. I o ile „Polityki parkingowej w miastach” nie bedę polecał każdemu, ani twierdził, że to pasjonująca lektura, to „Trzy wiedźmy” Pratchetta i „Kościół dla średnio zaawansowanych” Hołowni polecać będę. Pierwszego przedsatwiać chyba nei trzeba. Po prostu Pratchett. Tak samo dobry jak zwykle. Ciekawa historia, trafne i zabawne opisy (i przypisy!). Był tu już jakiś cytat z tej pozycji. Książka Hołowni raczej dla tych co należą/nalezeli (niepotrzebnie skreślić) do kościoła katolickiego. Także dla tych co do niego ciągnie. Po to żeby zobaczyć, że o wierze i strukturze kościoła można pisać zabawnie, a mimo to pouczająco. Wyjaśniac pewne tajemnicze przepisy/praktyki/zwyczaje (ot, choćby posty, odpusty, niedzielne msze w sobotę, czy rozwody kościelne) i pisać o rzeczach powodujących jedynie usmiech (patrz. Matka Boska Elektryczna). Bez kompleksów, bez zamiastania pod dywan (patrz. Ojciec Dyrektor). Ubawiłem się przednio, dowiedziałem się sporo.

A święta? No cóż, dla mnie nadchodzące Święto to przyszły weekend. I nie chodzi mi o Mikołaja ;-)